Czy Azja rzeczywiście powinna kojarzyć się z bezwzględnie piękną pogodą? Hmm chyba nie do końca i chyba nie do końca nawet w porze zwanej suchą… Tak przynajmniej z naszego doświadczenia 😉

Po mega wyczerpującej drodze prosto z lotniska w Bangkoku do Phitsanulok, gdzie porwaliśmy się dopiero na pierwszy nocleg po przybyciu do kraju uśmiechu ( hura tym sposobem jet lag został szybko pokonany), docieramy do Sukhothai. Pierwsza stolica Tajlandii wita nas deszczem i pochmurnym niebem, które za nic w świecie nie ma ochoty się choć na chwilę rozchmurzyć.
Na nic zdają się nasze pobożne błagania o słońce. Po prostu nie i już. Tak więc całe stare miasto czyli Park Archeologiczny Sukhothai zwiedzamy z lekkim pośpiechem aby nie zostać dosłownie zlanym cieplutkim azjatyckim deszczykiem 😉

Zwiedzamy pieszo choć dość popularną formą zwiedzania jest rower. Rzeczywiście jest to dobra alternatywa dla piechurów gdyż cały teren jaki zajmują ruiny dawnych buddyjskich świątyń wydaje się być dość duży i pewnie aby obejść wszystko dokładnie na nogach zajmie to trochę więcej czasu. Wchodząc za bramę parku zostajemy zachęceni aby skorzystać z obwózki małymi autobusikami. Jednak taką opcję zakładamy na zwiedzanie dopiero w wieku 80 lat 😉 Wita nas również pies z domalowanymi na niebiesko brwiami, co najbardziej rozbawia Czarka i dokumentujemy to oczywiście starannie na zdjęciu.
Sukhothai robi na nas duże wrażenie, tym bardziej, że jest to nasze pierwsze spotkanie z taką formą świątyń oraz posągami wielkich kamiennych Buddów. Podziwiamy je więc i podziwiamy i mamy ochotę na więcej!
PRZYDATNE INFORMACJE
Wstęp: 30 THB teren płatny nie jest bardzo rozległy, ale znajdują się tam najlepiej zachowane ruiny świątyń. Wokół ogrodzonej części także znajduje się park, w którym co rusz zobaczyć możemy nieco bardziej zniszczone czy też mniejsze i nie tak okazałe świątynie bądź ich całkowite ruiny.