Kilka kartek z podróży po Grecji jesienią 2014
Dwa caravaningowe składy
czyli kamper „Peugeot Boxer”, przyczepa „Compass Pentara” ciągnięta przez plażówkę „Land Rovera” oraz pięć roześmianych gębusi od czterech do pięćdziesięciu czterech lat.
Boxerek?
Co do Boxerka to muszę przyznać, że same pozytywy. Jak dla 3 osobowej rodzinki miejsca w sam raz, spalanie mnie bardzo miło zaskoczyło : 9 na setkę po górskich serpentynach a w trasie (autostrada) 7,2 . Solary w połączeniu z 230V spisywały się rewelacyjnie.
A Compass Pentara?
Szła za holownikiem jak wóz za koniem dotrzymując biegu kamperowi. Nie straszne jej były autostrady czy kręte, górskie greckie drogi. O spalaniu nie powiem bo pogubiłem się w kartach kredytowych. A solary? Gdy pokładowy aku u nas padał, pożyczaliśmy z Boxerka 230 na krzywy ryj.

Twarzą do słońca i kosztów
Jechaliśmy przez Słowację, Węgry(A), Serbię(A) i Macedonię(A).
Upragnione słońce przed nami. Im dalej na południe, tym kolejno zdejmujemy z siebie północną odzież. Ciepłe bluzy idą w zapomnienie. Długie spodnie robią się coraz krótsze. Oto Grecja jesienią!!!
A koszty dojazdu?
Węgry: winieta na 10 dni: ok. 42zł
Serbia: bramki w 1 stronę: ok 82zł
Macedonia: bramki w 1 stronę: ok 22zł
Noclegi, rzecz nabyta i albo
jedziesz od kempingu do kempingu, który na trasie masz zaklepany przez internet czy telefon albo:
– na dziko, na chybił trafił i jak to mówią, „na dwoje babka wróżyła”… Albo będziesz spał pod „zasikanym” mostem albo na najpiękniejszej z okolicznych plaż.
My wybraliśmy opcję drugą, choć z tym „zasikanym” mostem bywało różnie. Z daleka miejscówka na dzikiej plaży wydawała się wprost idealna. Żywego ducha, parę krzaczków dla zbawiennego cienia, piasek, morze, żyć nie umierać…
Zbliżywszy się jednak tam na wyciągnięcie kampera rzeczywistość okazywała się być często nie tylko „zasikana” ale też „zasrana” (przepraszam za wyrażenie). Śmieci, bród i smród. By jakoś egzystować, w pierwszej kolejności zbieraliśmy te śmieci na miejscu postoju a w drugiej zasypywaliśmy piaskiem psie kupy.
Grecja piękną jest ale… śmieci…tych tutaj wszędzie.. Na każdym kroku… Na stacji benzynowej, w rowie przy autostradzie, na plaży i w ogródku przemiłego domku…
Często czuliśmy się więc jak pod „zasikanym” mostem. Nie zawsze jednak. Bywały miejsca tak pachnące przyrodą i czystością, z których doprawdy nie chciało się odjeżdżać. Ale tych na palcach jednej ręki policzyć.
Zawsze jednak udawało nam się znaleźć coś dla siebie. A to przyjazną stację benzynową, a to dziką plażę, a to w świetle reflektorów, późną nocą znaleziona ostatnim tchem przepiękna miejscówka, która rano okazała się być nie górskim przydrożnym parkingiem jak początkowo myśleliśmy ale…placem przed kościółkiem…
Na żaden kamping nie zawitaliśmy ani raz, choć był w planach. Natarczywość miejscowych naganiaczy na wszędobylskich skuterkach była jednak tak nachalna, że odechciało się nam na amen greckich kempingów. Lepiej nocować w przysłowiowych „krzakach” niż być na pasku miejscowych naganiaczy.
Nie obyło się też bez zwiedzania
greckich kamieni. Delfy, Termopile, Korynt i kto wie co jeszcze ???
Prawdę powiedziawszy, wszystkie one są do siebie podobne. Różni je tylko historia, której nie do końca przed wyjazdem poznaliśmy. Grecja nie była naszym uzgodnionym wcześniej kierunkiem podróży. Miała być opracowana na tip-top Czarnogóra ale na dwa dni przed wyjazdem zmieniliśmy plany i Grecja stała się dla nas najprawdziwszą podróżniczą przygodą.
Książkowe przewodniki czytane przy wieczornej kolacji i na bieżąco korygowana trasa według tradycyjnej papierowej mapy oraz współczesnej nawigacji (Boxerek) zaprowadziły nas w miejsca, które długo pozostaną w naszej pamięci.

Jak jeździć po Grecji
by nie dać się przydybać miejscowej policji i być w zgodzie z innymi kierowcami???
Odpowiedź:
– Jak wariat !!!
Policjanci: Jeśli jedziesz zgodnie z przepisami, podejrzewają, że jesteś pijany a to trzeba niechybnie skontrolować…
Kierowcy: Jeśli można wykonać jakiś manewr „na zdrowy rozum” czyli bez uszczerbku na bezpieczeństwie…-robią to bez zastanowienia…
Przykłady:
Policja: Ograniczenie 50 km/h, podwójna ciągła linia. Zakaz wyprzedzania. Jedziemy 50 jak Bozia przykazała. Wyprzedza nas (dwa składy na raz – kamper i holownik z przyczepą) policyjny radiowóz (80-90 km/h). Najwyraźniej spieszyli się do domów na sjestę bo akurat zbliżała się godzina 15.00 więc pewnie dali sobie z nami spokój.
Kierowcy: Jeśli z przeciwka nic nie jedzie, wyprzedzaj. Pal licho zakazy. Przecież droga wolna. Na co czekać?
Czerwone światło? No problem! Popatrz w prawo w lewo i przed siebie. Jedzie coś? Nic? No to jedź i nie korkuj ulicy…(Dwa razy poganiali nas klaksonem lub ruchem ręki wyprzedzając na czerwonym więc pojechaliśmy i my ku aplauzie innych kierowców)
Zakaz zatrzymywania czy postoju? Nic takiego !!! Gdzie wolna dziura między pojazdami, tam zaraz ktoś parkuje. Uciąć sobie pogawędkę na środku skrzyżowania (jeśli na tyle szerokie), czemu nie???
Piwko czy wódeczka w przydrożnej kantynie? Ależ oczywiście…Od tego jest piwo czy Ouzo by go pić gdy przyjdzie nagła potrzeba (widzieliśmy na własne oczy popijając kawusię i coca-colę jak przystało na zacnych kierowców z północy).
Zakaz wjazdu, jeden kierunek? To też żaden problem. Jeśli uda ci się przecisnąć, jedź. Jeśli nie, wycofaj grzecznie i po krzyku.
Policji na drogach (poza wspomnianym radiowozem) czy w krzakach z radarami nie widzieliśmy. Żadnego strażnika miejskiego czy wiejskiego z pęczkiem bloczków mandatowych także.
Kierowcy super! Chętni do pomocy, cierpliwi i bardzo, baaardzo życzliwi.
Czas sięgnąć trochę głębiej do żołądka i napchać go grecką przygodą kulinarną…
bo to, co w Grecji serwują dla podniebienia i co sprzedają przy drodze miejscowe kantyny i stragany na pierwszy rzut oka skromne i byle jak sklecone „przybytki” wydawać by się mogły niewarte klocków hamulcowych by się zatrzymać. I to byłby niewybaczalny błąd NIEWYBACZALNY !!!
Z porozumiewaniem się po angielsku jest tu niestety kicha. Nie kapują niczego. Po „angielskiemu” także. Ten język jest dla nich całkowicie obcy. Pozostają palce (szczególnie wskazujący), kartka papieru, długopis lub pokazywane banknoty i monety celem ostatecznego uzgodnienia ceny.
U „obrusów” czyli w tawernach i rasowych restauracjach angielski jest na znośną miarę czyli można się jakoś dogadać. Co jednak w końcowej fazie podadzą na stół i za jaką cenę po takich rozmówkach, to wieeeelka niewiadoma! Za „romantyczną” kolację dla dwojga w postaci kilku kalmarów przypominających prezerwatywy i jakiegoś niby placka ziemniaczanego, jednego piwa na pół i przy dźwiękach amerykańskiej muzyki trzeba wysupłać z portfela min. 20 eurasów. Inaczej ma się sprawa w przydrożnych kantynach. Tutaj gwoździem programu jest bułka z….ziemniakami (frytkami) i kiełbaską lub grillowanym mięskiem. Pycha !!! Za trzy mrożone kawy (podobno pyszne i „kopiące”-nie wiem, nie piłem), dwie coca-cole, dodatkową porcję frytek i cztery wielkie bułki z ziemniakami…od 14 do 17 euro ZA WSZYSTKO I WSZYSTKICH. To najwspanialsza przygoda dla każdego podniebienia i portfela. Polecamy!

Owoce, których konsumpcji z utęsknieniem oczekiwały nasze kobiety okazały się być droższe niż w Polsce. Nawet z przydrożnych straganów !!!Tutaj Grecja nie popisała się.
Piwo i wino (a i Ouzo też się czasem znalazło) dla męskiej części załogi nie było zbyt drogie więc jakoś przeżyliśmy te greckie dziwne kulinaria…
NAWIGACJA, nawigacja, to jest to!
Zawsze byłem przeciwnikiem nawigacji. Stara, dobra papierowa mapa zawsze zaprowadziła nas (dzięki doskonałemu czytaniu i prowadzeniu przez żonę) tam gdzie chcieliśmy (no czasem może z małymi przygodami, ale …nic to Baśka !!!). Tym razem nowoczesność wzięła górę. Zdaliśmy się całkowicie na prowadzenie przez załogę Boxerka z rasową nawigacją na pokładzie. Przez ponad 4 tysiące kilometrów prowadzili nas jak po sznurku. Boxerek z przodu, LR + Compass Pentara z tyłu i… ani przez myśl mi nie przeszło, by zmienić pierwszeństwo. „Boxerkowa nawigacja” pod czujnym okiem Boxerkowej załogi poprowadziła nas nie tylko najtaniej (ominęliśmy większość płatnych dróg i innych portfelowych niespodzianek) ale co ważne, bezstresowo i w najpiękniejsze miejsca w Grecji, których nie sposób było ominąć.
No może poza jednym epizodem, gdy wyprowadziła nas na ścieżkę rowerową pnącą się kilometrami po górach. Gdy „Bokserek” musiał „brać” zakręty „na dwa razy” bo o 180 st. trudno było mu się owinąć, to ja z przyczepą na tyłku musiałem zrobić to za pierwszym podejściem. Ufff.!!! Przyznam szczerze, że nie musiałem nigdy cofać i podchodzić do skrętu jeszcze raz (czego sobie nie wyobrażam) by pokonać te diabelskie serpentyny. A może nie było tak źle, tylko za duży upał i padło mi na mózg?
Chciałbym być Polakiem
W Macedonii ucięliśmy sobie przy okazji „papieroska” gadkę z „lokalesami”…
– Skąd jesteście?
– Z Polski
– Polska? Piękny kraj !!!
– Fakt. Piękny.
– Dużo się u Was ostatnio zmieniło. Byłem w Polsce parę razy za komuny i wiele razy ostatnio. Żonę mam Polkę. Z Włocławka. Teraz Polska, to niebo a ziemia. Czysto i pachnąco. Te zadbane domy, trawniki, ulice…Widać Was w Europie
– To dzięki wstąpieniu do Unii…
– Nieee! To dlatego, że wy Polacy jesteście pracowici. Bardzo pracowici a my, to, jakby to powiedzieć…? No ładna pogoda u nas. Prawda?
– Dobrze mówisz po polsku
– Chciałbym być Polakiem
Pogoda?
Jak mawia mój przyjaciel geograf, pogoda jest zawsze.
Jesienią w Grecji należy się na niebie i ziemi spodziewać wszystkiego złego i dobrego.
Bywało na północy, że trzeba było wydłubać z szafy ciepłe bluzy ale im dalej na południe, tym cieplej a nawet upalnie. Bluzy zastąpiły więc koszulki z krótkim rękawem a zamiast długich spodni, krótkie spodenki.
Bywało, że porywisty wiatr od morza był tak silny, że nie tylko powodował zalewanie nadmorskich dróg, które stawały się praktycznie nieprzejezdne ale też niezwykle szkodliwy dla caravaningowego sprzętu. Na własnej skórze doznała tego załoga Boxerka. Drzwi od strony kierowcy, lekko uchylone by wyjść celem uzgodnienia trasy, wyrwał wiatr z taką siłą, że naruszyły nie tylko lewy błotnik ale też skrzywiły je na wysokości szyby.
Opływał nas jednak w większości tak niemiłosierny upał, że jedynym ratunkiem przed nim było poszukiwanie choćby najmniejszego drzewka z paroma listkami cienia.

Pokropiło parę razy ale jak to mówią, „jak ksiądz kropidłem”….
Ogólnie rzecz biorąc, morze ciepłe (w zatokach szczególnie). Na otwartym, trochę zimniejsze, plażowanie jak w banku, kilka chwil wytchnienia (rano i wieczorem) od piekącego słońca także.
Jesienią w Grecji klimatyzacja w kamperze czy holowniku w ciągu dnia jest nie tylko niezbędna ale wręcz konieczna. O ogrzewaniu domku w nocy nie ma nawet mowy. Noc, to jedyna część doby przyjazna nam przybyszom z północy. Nareszcie jest czym oddychać!!!
Im dalej jednak na północ Europy, kurtki włóż i nie ma uproś…
Wszystko więc już tu chyba było…
Nie było tylko o greckim kryzysie, o którym mowa od jakiegoś czasu więc okiem dwutygodniowego bywalca krótko…
Dużo, bardzo dużo opuszczonych firm, restauracji, sklepów, stacji benzynowych. Okna wielu z nich zasłonięte kartonami często powybijane szyby, wjazdy do nich odgrodzone od drogi taśmą czy sznurem. Przykro było patrzeć.
– Wiele firm w ostatnim czasie upadło (mówi przypadkowo spotkana Polka mieszkająca w Grecji od 20 kilku lat) ale idzie na dobre. Coś drgnęło ostatnio w gospodarce. Zaczynają powstawać nowe biznesy i przyjmują do pracy. Myślę, że kryzys już minął…
Drobna uwaga dla podróżników:
– Jeśli zobaczycie znak, że stacja benzynowa takiej to a takiej kompanii naftowej MA BYĆ za kilka kilometrów, to nie miejcie pewności, że jest ona czynna. Mowa tu o podrzędnych stacyjkach przy podrzędnych drogach. Przy autostradach kryzysu nie widać. Stacje działają tam pełną gębą.
Bywało, że na oparach paliwa w baku łapaliśmy ostatnie zakręty. Bywało, że żałowaliśmy iż nie zaopatrzyliśmy się wcześniej w kanistrowy zapas na wypadek posuchy. Ale któż mógł pomyśleć, że aż taki kryzys dopadł Greków?
Grecja jesienią
piękną jest. Temperatura powietrza dla nas Europejczyków z Północy wręcz idealna . Im dalej na południe nie tylko upalna ale często też jak dla nas zbyt „upierdliwa”. Gdy nie znajdziesz choćby kawałka cienia, nie oddychasz jak u siebie. Taki skwar, że tylko wsiąść w samochód z klimatyzacją i jechać dalej. Byle przed siebie i byle w zbawiennym chłodzie klimy. Temperatura wody, nawet na północy to w miarę ciepła wanna. Jak pisałem, w zatokach wprost fantastyczna. Na otwartym morzu może trochę zimniejsza ale do Bałtyku w lipcu czy sierpniu, nie ma porównania. O zimnych oceanach nawet nie wspomnę.
Omijajcie autostrady.
Tam nie zobaczycie Grecji. Musicie zapędzić się w wąskie, mrożące krew w żyłach górskie jakże ciasne ale za to kolorem i codziennym życiem mieszkańców pachnące wiejskie drogi. Zjeść bułkę z ziemniakami, wypić mrożoną kawę w kantynie i zatrzymać się na nocleg gdzie popadnie.
Jedźcie, cieszcie się przygodą i wolnością. Grecja piękną jest !!! Samotnie jednak trochę byłoby smutno. Idealną więc opcją jest, (według nas) podróż pozornie odmiennymi zestawami czyli kamper + holownik z przyczepą. Niby nic, niby caravaningowa odmienność ale Grecję (4,5 tys.km) kamperem i z przyczepą na haku holownika zrobiliśmy bosko, czego Wam wszystkim życzymy w tak doskonałym towarzystwie jakim my Ją łyknęliśmy jesienią 2014. Jakby nie patrzeć tu i tam, kochamy caravaning na dwa odmienne zestawy.