Tym razem kierunek naszej podróży zmierzał na północny – zachód. Zachód, który od początku potraktowaliśmy trochę po macoszemu i bez większych przygotowań całkiem na luzie wyruszyliśmy w stronę Wielkiej Brytanii. Jedynym naszym wyznacznikiem, którego przegapić nie mogliśmy był zarezerwowany jeszcze z Polski prom na Wyspy. A potem… znaleźliśmy się już w tej podróżniczej czasoprzestrzeni, gdzie budząc się rano zastanawiasz się jaki jest dziś dzień tygodnia?
Do Anglii droga była prosta. Nasz prom na Wyspy odpływał wczesnym rankiem z francuskiego Calais, toteż tchnieni niedawnymi wydarzeniami w zachodniej części Europy, postanowiliśmy nocować już we Francji, niedaleko portu. I ta decyzja okazała się jak najbardziej słuszna. Przejazd przez granicę między Belgią a Francją przypomniał nam trochę zeszłoroczne buszowanie po chińskim terytorium lub pobyt w Egipcie. Zwężka na autostradzie prowadząca do niewielkiego ronda a na nim uzbrojeni po zęby funkcjonariusze policji i straży granicznej przyglądający się złowrogo każdemu wjeżdżającemu samochodowi z osobna. A do tego w dzień korek wjazdowy osiągał kilkunastometrowe rozmiary! Uff za to kontrola graniczna przed promem między Francją a Anglią to już tylko czysta formalność.

Wyspy Brytyjskie przywitały nas przepiękną pogodą, a będąc jeszcze na promie, odsłoniły przed nami swoje najpiękniejsze oblicze – wybrzeże bielusieńkich jak kreda klifów. I tylko z motoryzacyjnego punktu widzenia trzeba było pozostać czujnym, gdyż zjeżdżając z promu zaczął obowiązywać lewostronny ruch drogowy. Na szczęście Mariusz szybko się odnalazł w wyspowych przepisach i jazda naszym kamperem wcale nie okazała się być aż tak uciążliwa. To właśnie nie zmiana kierunku ruchu ale wąskie i często kręte drogi bez nawet centymetra pobocza, w miejscu którego wyrastał gąszcz równiutko przyciętych drzew, dawały najbardziej w kość w prowadzeniu kampera. Początkowo byliśmy wręcz zachwyceni tworzącymi się zielonymi tunelami powstałymi z dociętej na odpowiednią wysokość roślinności, później już zaczęło przeszkadzać nam to w oglądaniu widoków zza szyb samochodu.
Jak się szybko okazało cała Wielka Brytania kocha karawaning! Kampery, ogromniaste przyczepy czy piąte koła na drodze to zwykła codzienność, która już po chwili stawała się niemal nudna. A zerkając w stronę niezliczonej liczby pól kempingowych i ilości sprzętu tam „odpoczywającego” trochę zaczęła nas przerażać:) Co więcej jak na tak bardzo kamperowy kraj, rozczarowaliśmy się nie jeden raz brakiem jakiejkolwiek innej infrastruktury przyjaznej kamperowcom prócz wspomnianych pękających w szwach pól kempingowych. Wyznając zasadę, że po to mamy kampera aby być całkowicie niezależnym i samowystarczalnym, musieliśmy się mocno nagimnastykować przy znajdowaniu codziennych noclegów oraz wody by uzupełnić jej braki w naszym zbiorniku. Największym w tym wszystkim problemem okazał się jednak wszechobecny system grodzenia pól i działek. W całej Wielkiej Brytanii i Irlandii prawie każdy nawet mały skrawek ziemi jest czyjś a jak już ma właściciela to jest też i ogrodzony czy to kamiennym murkiem czy zwykłym drucianym płotkiem. Z kolei piękne parkingi na przykład przy południowym wybrzeżu Anglii często bywały płatne ale już bez możliwości nocowania. W Szkocji na jednym z parkingów spotkaliśmy się nawet ze znakiem zabraniającym gotowania a co 😉 Przewidując takie problemy ze wcześniejszego rozpoznania na sucho, pomocna okazała się aplikacja, która w większości przypadków świetnie sobie radziła ze znalezieniem fajnego nocowania. Nasze zdziwienie urosło do jeszcze większych rozmiarów, gdy zatrzymując się na stacjach benzynowych, możliwość postoju na podległych jej parkingach ograniczał się tylko do dwóch godzin a potem to już tylko mandat. Ale i tak mimo tych wszystkich minusów Anglicy kochają kamperować i uczestniczyć w różnego rodzaju zlotach karawaningowych. Ale jak im się tu nie dziwić, bo przecież kraj piękny!

Penetrując angielskie wybrzeże, północ kraju czy potem również Szkocję a także Irlandię, za każdym razem dochodziliśmy do wniosku, że kamperowanie tu, oprócz wspomnianych wcześniej mankamentów, byłoby nawet fajne gdyby nie jednak… pogoda. Będąc tu w środku lata i tak, tak uciekając od upałów, brakowało nam możliwości prawdziwego biwakowania a więc spędzania wieczorów totalnie na luzie przed własnym kamperem. Bo to mocny wiatr, zwłaszcza w Szkocji, a to nieoczekiwana mżawka, to znowu malutkie muszki, wyglądające niewinnie ale potrafiące porządnie pogryźć i wreszcie co najważniejsze jednak dość chłodne wieczory zwłaszcza na północy. No ale przecież nie dla pogody się tutaj zjawiliśmy 😉

Irlandia. Do Irlandii dostaliśmy się promem prosto ze Szkocji. Właściwie zaliczyliśmy kamperem obie Irlandie, gdzie nie obyło się też bez incydentu z udziałem naszego Boxera w postaci wystrzału jednej z opon w czasie jazdy. I tu zarówno jak i w całej Anglii czy Szkocji, spotkaliśmy się z wielką życzliwością i uprzejmością, której nam Polakom niestety czasem brakuje. Ledwo co zatrzymaliśmy się na drodze a już właściciel jednego z domków podbiegł do nas i użyczył nam swojego podjazdu przed domem abyśmy mogli naprawić usterkę. Parę kolejnych samochodów zatrzymywało się z pytaniem co się dzieje i czy potrzebna będzie pomoc. Tak, wyspiarska uprzejmość zarówno na drodze jak i na co dzień jest niewątpliwie godna podziwu choć czasem miewaliśmy wrażenie, że oni przepraszają dosłownie za wszystko, nawet gdy nic nie wskazywało na ich winę.
Przez Irlandię jeździło nam się bardzo podobnie jak w Anglii czy Szkocji. Może tylko drogi były znacznie szersze no i krajobrazy już nie aż tak cieszące nasze oczy. Tu znów prym wiodło grodzenie pól, choć wydawało nam się, że i tak w mniejszym stopniu niż w Wielkiej Brytanii. Było jakby trochę luźniej. Przerzedziły się również kampery na drodze i już nie tak często widywaliśmy znaki z polem kempingowym. Co warto wspomnieć, dopiero zarówno w Irlandii Północnej jak i Irlandii zaczęły pojawiać się parkingi z infrastrukturą karawaningową a więc z wyznaczonym miejscem na taki pojazd wraz z możliwością spustu ścieków czy zatankowania czystej wody a nawet podpięciem do prądu. I znów wszędzie w około otaczały nas pastwiska pełne krów czy owiec. Takie widoki należą w Polsce już do rzadkości.

A jeśli chodzi o kampery właśnie czy też przyczepy kempingowe odwiedzające Wyspy to chyba, jak wszędzie na świecie, najwięcej było tych niemieckich. Widywaliśmy jeszcze zestawy francuskie, holenderskie czy włoskie a już każdy inny należał do rzadkości, jak my:)
PRZYDATNE INFORMACJE:
- Cena paliwa – Anglia, Szkocja 1,1 GBP, Irlandia 1,2 EUR
- Opłaty za drogi – W Wielkiej Brytanii i Irlandii znikoma ilość dróg jest płatna, właściwie ogranicza się to do paru odcinków autostrady czy większych mostów
- Opłata za promy – Francja-Anglia 67 GBP, Szkocja-Irlandia 176 GBP, Irlandia-Anglia 160 GBP, promy zawsze warto rezerwować parę dni wcześniej, bo jest po prostu taniej niż w dniu przeprawy, my używaliśmy do tego aplikacji na telefon Direct Ferries, która nam sprawdziła się wyśmienicie
- Cena kempingu – wcale nie jest tania, byle jakie miejsce na byle jakim kempingu bez podłączenia do prądu – 20 GBP, tańsze okazują się prywatne kwatery gdzie za 35 GBP mamy już pokój ze śniadaniem
- Internet mobilny- kartę SIM można kupić prawie wszędzie, jest duży wybór operatorów, doładowanie min. 10 GBP, działa na obszarze całej Wielkiej Brytanii, choć z zasięgiem bywa różnie zwłaszcza w Szkocji no i przy silnych wiatrach