Jeszcze jeden dzień poświęcamy na pokręcenie się w okolicach Kaszgaru zanim na dobre z niego wyjedziemy. W pobliskich górach jest rzecz godna uwagi, która zasługuje na pewno na spore wyróżnienie. Łuk skalny zwany od nazwiska jego odkrywcy – Erica Shiptona to naturalny zabytek, którego pozazdrościć może sama Ameryka. To największy dotąd odkryty łuk skalny na świecie. Tu w Chinach zupełnie niepozorny, do którego ciężko nam było trafić mimo, iż mieliśmy koordynaty. Nawigacja pogubiła się a nie wszyscy miejscowi o nim słyszeli.
Łuk ten po ujgursku nazywający się Tushuk Tash, po chińsku Tiandong a dla nas Europejczyków po prostu Łuk Shiptona mający rozmiary 365 m wysokości i 65 metrów rozpiętości to jedno z większych odkryć na terenie Chin w ostatnich 50 latach, które tak naprawdę zostało na długi czas zapomniane. Dopiero ekspedycja zorganizowana w 2000 roku przez National Geographic Society przywróciła pamięć o tym tajemniczym miejscu. Do niedawna do łuku można było się dostać tylko dzięki wiedzy nielicznych miejscowych i to samochodem terenowym. Dziś, gdy sława łuku staje się coraz większa, obok autostrady widnieje drogowskaz a także mały parking kierujący nas na właściwą drogę do naszego celu.
Po krótkich poszukiwaniach owych wskazówek, a właściwie dzięki kierowcy busa zapytanego w pobliskim miasteczku trafiamy na właściwą drogę biegnąca wzdłuż wyschniętego koryta rzeki. Nawierzchnia super, a więc pniemy się szybko kanionem w górę rzeki, która w sezonie wiosennym musi być ogromna sądząc po jej rozległym korycie. Po drodze mijamy stada wielbłądów i nic więcej. W końcu docieramy do nowej infrastruktury jaką jest piękny parking górny wraz z dużym ośrodkiem, w którym zapewne mieszka strażnik ( ma tam łóżko ) sprzedający nam bilety wstępu na owy łuk (45 juan). Przybywamy tam rano, zanim zacznie się upał i parking jest pusty oprócz naszych dwóch kamperów.
Dalej idziemy już pieszo. Początkowo Czarek biega na własnych nogach lecz wkrótce ląduje w nosidełku u tatusia. Szlak wiedzie kanionem rzeki. Przypuszczamy, że w porze wiosennej ta trasa nie jest dostępna ze względu na wysoki poziom wód płynących z gór. Następnie pojawiają się metalowe schody, drabinki, po których dzielnie się wspinamy. Mimo, iż pniemy się lekko w górę i nie powinniśmy odczuwać zbyt dużego zmęczenia, zatrzymujemy się na chwilkę by odsapnąć. Później okazuje się, że znajdujemy się znów na dużej wysokości, ponad 3000 m n.p.m. W końcu po ok. 40 minutach wędrówki naszym oczom ukazuje się łuk. Pozostają do pokonania ostatnie schody, prowadzące na taras, z którego najlepiej widać ogrom Łuku Shiptona.
I rzeczywiście jest co podziwiać. Mimo, że na zdjęciach tego tak nie widać, łuk naprawdę robi duże wrażenie. Jeszcze większe zrobiłby gdyby oglądać go z drugiej strony. Jednak tam jest ogromna przepaść, otoczona stromymi brzegami gór, dostępna pewnie tylko dla bardzo doświadczonych wspinaczy. My cieszymy się, że tu dotarliśmy i że nie zrezygnowaliśmy z poszukiwań tego miejsca. Wracając okazuje się, że łuk ma coraz więcej zwolenników i to nie tylko Chińczyków, którzy w wielkim upale i słońcu podążają kanionem aby ujrzeć ten ogromny cud natury.