Na spotkaniu z Ukrainą

Jesienny długi weekend zaowocował tym, że znów wyciągnął nas z cieplutkiego mieszkanka i naraził na nowe, niezapomniane wrażenia wynikające już właśnie z samego wyjścia z domu. A jak już wychodzić to konkretnie! Jedziemy na Ukrainę.

Jeździliśmy też i takimi drogami...

fot. Jeździliśmy też i takimi drogami…

Do naszych wschodnich sąsiadów nie mamy aż tak daleko a przy tym prowadzi do nich prawdziwy highway. Odbytych kilometrów nie odczuwa się więc prawie wcale. No chyba, że wybierze się widokową, wolniejszą trasę przez same Bieszczady. Wtedy droga znacznie dłuży się. Ale przejście graniczne w Krościenku miało nam to wynagrodzić. Miało być szybsze niż w Korczowej czy Medyce… właśnie tak miało być. Hmm ale chyba nie tym razem.

Na granicę przyjeżdżamy o godzinie 15 i zastanawiamy się czy będzie tu tyle biurokracji co na granicy z Rosją czy może idzie to tu już nieco sprawniej. Niestety wcale nie jest lepiej. Pomimo, że nie ma żadnych karteczek do wypełniania oraz dokumentów związanych z cłem a także nie trzeba chodzić od budki do budki z paszportami, na granicy staliśmy ponad 3 godziny. I to przy zwykłym natężeniu ruchu, bo wcale dużej kolejki nie było. I właśnie jak to jest, że tyle czasu zajmuje zwykła odprawa paszportowa? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi, bo wracając przez Korczową również staliśmy, tym razem zaledwie 1,5 godziny.

Przede wszystkim ruch graniczny generują tu sami Ukraińcy, poruszający się w samochodach na polskich blachach ( uwaga, we Lwowie ponoć kradną polskie tablice – tak ostrzegł nas właściciel apartamentu, który wynajmowaliśmy). Wśród osób przekraczających granice próżno było szukać turystów takich jak my. Odprawiali się jeszcze Ukraińcy w autach na swoich numerach. Większość pewnie jeżdżąca do pracy po polskiej stronie. Przemyt? a przede wszystkim handel przygraniczny kwitnie dalej choć na pewno nie w takim stopniu jak to obserwowaliśmy na granicy polsko-białoruskiej. Tam to dopiero był interes! I właśnie całe to zamieszanie, powolnie ( i chyba z zamysłem ) ogarniane przez służby graniczne, z pewnością gra na czas.

Truskawiec - Kramy z pamiątkami w Truskawcu

fot. Truskawiec – Kramy z pamiątkami w Truskawcu

Zrobiło się całkiem ciemno a my w końcu przedostaliśmy się na ukraińska stronę. Zaraz, zaraz tylko gdzie tu teraz jechać? Nastała tak niesamowita ciemność, przy tym zero oświetlenia, jakichkolwiek znaków drogowych, nawet tych informujących, że właśnie przekroczyło się granicę państwa, nie wspominając już o słupkach wytyczających drogę czy czymkolwiek temu podobnym a przed nami na drodze tylko… dziury! A no i parę domów gdzieś w oddali ledwo dostrzegalnych w tej okropnej ciemności. Gdyby nie nawigacja i koordynaty ustawione na Truskawiec, miasto gdzie mieliśmy już zaklepany nocleg, poruszanie się po zmroku nie byłoby najlepszym pomysłem.

Taka to Ukraina na drogach innych niż główne. Choć i tak boimy się jak to wygląda z tymi głównymi drogami na wschodzie kraju. Od razu przypomniała nam się Rosja, która lepsza wcale nie była. A chwilę później zabolało nas serce na samą myśl jazdy tutaj kamperem. Pomimo, że dzikich miejscówek znalazłoby się bezliku, czasem pojawiały się też leśne parkingi, sami nie wiemy czy odważylibyśmy się tak wjeżdżać byle gdzie kamperem i nocować tam samotnie. A co najistotniejsze, nie opłaca się. Ceny noclegów w hotelach czy apartamentach w bardzo dobrych warunkach są tak niskie, że szkoda ciągnąc tu swój dom na kółkach. Dodając do tego jeszcze niskie ceny jedzenia i picia, pomysł na kampera mija się tu zdecydowanie z celem.

Lwów - Prospekt Swobody we Lwowie

fot. Lwów – Prospekt Swobody we Lwowie

Truskawiec, jedno z najmodniejszych uzdrowisk II RP gdzie przebywał m. in. Józef Piłsudski, Stanisław Witkiewicz czy Julian Tuwim i wiele innych znanych Polaków, zwiedzamy kolejnego dnia. Mimo, iż w dawnych czasach porównywany był z takimi uzdrowiskami jak Krynica Zdrój, dziś wiele mu jeszcze brakuje by móc ponownie brać udział w tych zawodach. Posiada jednak coś co z pewnością nie pozwoli o nim zapomnieć na wieki. W Truskawcu oprócz wykorzystywanych do pitnej kuracji źródeł wód mineralnych, wydobywa się też do celów leczniczych ozokeryt, który występuje w niewielu miejscach na ziemi. Wosk ziemny, bo tak inaczej nazywany jest ten unikalny surowiec, to mieszanina węglowodorów parafinowych, która pozyskiwana jest z ropy naftowej. Jego właściwością jest to, że dobrze utrzymuje ciepło, wykazując przy tym działanie przeciwzapalne i przeciwbólowe. Przyspiesza gojenie się ran skóry oraz łagodzi wszelkie urazy układu ruchu.

Choć z jego dobroczynnych działań nie skorzystaliśmy, spróbowaliśmy tutejszych wód mineralnych w jednej z dwóch pijalni. I choć fanami Naftusi nie zostaliśmy, która smakowała nam trochę oponami, do gustu, zwłaszcza Czarkowi przypadła ciepła Maryja. Tak, tu do wyboru oprócz konkretnej wody mieliśmy także temperaturę w której była podawana ( zimna, lekko ciepła i prawie gorąca). I wszystko to zupełnie bezpłatnie. Wystarczy podejść do jednego z bardzo licznych tu kraników, wcisnąć guzik z odmierzoną miarką wody i już leci! Ponoć jedna z nielicznych rzeczy, której państwo jeszcze narodowi nie zabrało i nie każe za nią płacić. I w pijalni tłumy. Starzy, młodzi, wszyscy piją dobrodziejstwo od matki ziemi.

Truskawiec - Przed pijalnią w Truskawcu gromadzą się tłumy kuracjuszy

fot. Truskawiec – Przed pijalnią w Truskawcu gromadzą się tłumy kuracjuszy

Przechadzamy się po parku zdrojowym Adamówka, gdzie znajduje się pomnik naszego polskiego wieszcza Adama Mickiewicza, ufundowany przez mieszkańców Truskawca w setną rocznicę urodzin poety. Jesień w pełni. Liście opadają z drzew na chodniki, na których panuje tu nieład. Czas się zdecydowanie zatrzymał dobrych parę lat temu i kto wie kiedy znowu ruszy pełną parą by dorównać zachodowi. Choć ten powoli się już wkrada, bo nowoczesnych Spa na terenie uzdrowiska z pewnością kilka znajdziemy. W knajpkach, w których można tanio zjeść też można wybierać. Wystrój od prawdziwego minimalizmu w dawnym stylu po ciekawy, ludowy styl wraz z muzyką na żywo z kawałkami znanymi polskiej publiczności jak „Żono moja, serce moje…”. A i pogawędzić jest z kim, bo Ukraińców mówiących po polsku bądź łamaną polszczyzną też trochę się znajdzie. A w każdym razie są do nas Polaków miło nastawieni.

Do Lwowa przyjeżdżamy w Halloween. Ku naszemu zdziwieniu to amerykańskie święto jest tu dość hucznie obchodzone. Wszędzie, czy to na wystawach sklepowych czy knajpach towarzyszy nam wystrój w kościotrupy, pająki czy lampiony dyniowe. Kelnerzy skrzętnie wymalowani w stosowne halloweenowe stwory podają nam do stolika piwo. Lwów się bawi a z nim i my. Całe popołudnie i wieczór, z przerwami oczywiście na posiłek i napój wyskokowy ( a jest tu parę dobrych piwek) staramy się jak najwięcej tego Lwowa zobaczyć. Przechadzamy się uliczkami wokół rynku. Wędrujemy na Prospekt Swobody by zobaczyć słynną operę lwowską. W dzień wyjazdu fundujemy sobie z rana prawdziwą kawę po ormiańsku, bo nie brak tu i tej kultury. A przed samym wyjazdem wspinamy się jeszcze na Wysoki Zamek, by móc jeszcze rzucić okiem na miasto z góry. Miasto ciekawe, miasto choć już nie polskie to jednak z wieloma aspektami, które Polsce są bliskie i dzięki którym chyba tak miło się tu człowiek czuje.

Lwów - Jeden z polskich akcentów we Lwowie

fot. Lwów – Jeden z polskich akcentów we Lwowie

A Ukraina? Choć jak sami Ukraińcy mówią, że rozdarta na wschód dążący do Rosji i zachód chcący do Europy, dla nas dalej pozostaje zagadką. Zagadką na dłuższy wyjazd.

, , , ,

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wprowadzić prawidłowy adres e-mail.

Menu