Kręcąc się po równinach w Apulii trafiamy całkiem nie przypadkiem na białe miasteczko położone na wzgórzu. Nie przypadkiem, bo takich białych malutkich mieścinek jest tutaj całe mnóstwo a my musieliśmy się po prostu na któreś zdecydować. Przed nami było jeszcze sporo innych miejsc do zwiedzania. Padło więc na Ostuni.
Samochód parkujemy na jednym z miejskich parkingów tuż przy centrum mieściny. Od razu orientujemy się, że miasteczko można zwiedzać w bardzo leniwy ale chyba w sezonie bardzo popularny sposób. Przejażdżka tuk-tukiem! Kto by nie chciał skorzystać? Yyy… my nie. Jakoś tak dziwnie być obwożonym po tak małej miejscowości a do tego wydaje się nam, że lepiej zwiedzić to miejsce na własnych nogach, zaglądając w przeróżne zaułki tych białych i wąskich uliczek. Odkrywać całkowicie po swojemu. Po prostu dać się zgubić. Oczywiście wiemy również, że można by tu było również nocować i poznać klimat tego miejsca wieczorową porą o zachodzie słońca czy potem delektować się pyszną poranną kawą w jednej z ulicznych kawiarni. Jednak nie tym razem. Woleliśmy popołudnie spędzić znów na plaży a nie w murach miasta.
Spacerujemy więc uliczkami w przeróżnych możliwych kombinacjach aby móc zobaczyć jak najwięcej. Trafiamy na parę naprawdę ładnych miejsc. Na szczęście teraz po sezonie nie jest tutaj tak bardzo tłoczno i małe grupowe wycieczki nie przeszkadzają w zwiedzaniu. Miasteczko jest naprawdę do ogarnięcia „po drodze”, kiedy plan podróży jest dość napięty. Z całą pewnością oddaje również włoski klimat, po który się tutaj również przyjeżdża. Osobiście uwielbiam białe miasteczka z mocnymi kontrastami roślinnymi, kolorowymi drzwiami i okiennicami. Tego również tutaj nie brakuje! Na pewno nie będziecie zawiedzeni!