Rzecz o psie w kamperze

 

„Pies zdechł. Nareszcie jesteśmy wolni. Teraz wreszcie możemy jechać dokąd chcemy…”

Taką informację przeczytałem kiedyś na amerykańskim kamperze, którym podróżowało po Europie pewne sympatyczne małżeństwo. Niestety, jest w tym dużo racji. Pies, odwieczny przyjaciel człowieka, nie jest zabawką, którą wpakujemy do walizki czy plecaka i bawimy się nią, gdy najdzie nas na to ochota. To stworzenie nie powie nam wprost, że mu niewygodnie, za gorąco, boli łeb czy brzuch. Nie rozumie dlaczego całymi godzinami musi siedzieć w samochodzie lub być przywiązane smyczą do haka holowniczego. Nie rozumie dlaczego na promie nie ma trawy, w którą załatwia codziennie swoje fizjologiczne potrzeby i musi z tego powodu cierpieć…

Decydując się na podróż z psem

spotkamy się z wieloma ograniczeniami, o których wcześniej nie pomyśleliśmy. Z psem nie wejdziemy przecież do muzeum, na plażę, do restauracji czy na teren parku narodowego. Choć nasz pies – a ściślej kilkuletnia suczka bokserka o dźwięcznym imieniu Zuzia – przemierzył z nami kamperem kawał świata, to wiem, że gdyby miała wybierać, wybrałaby z pewnością swoje ulubione podwórko pod domem i codzienne plotki z psimi kolegami i koleżankami. Pomimo że ma swój paszport, miejsce do spania na ulubionym kocyku pod stolikiem, komplet kamperowych misek, różnej długości smycze, obrożę i kaganiec – wyprawy po świecie niewiele ją interesują. Nigdy nie skarżyła się na niewygody szczerząc ze złości kły… ale wiem, że czasem była zmęczona naszymi turystycznymi zachciankami i gdyby mogła, sprawiłaby nam niezłe lanie.

Bez wątpienia

pies spełnia jednak w podróżach swoją niezaprzeczalnie ważną rolę. Jest stróżem mienia, biologicznym autoalarmem i psychicznym wybawicielem. Nasz sen w szczerym polu czy na podejrzanym parkingu w kamperze, którego on pilnuje jest zdrowy i spokojny. To pies pierwszy zwietrzy niebezpieczeństwo i postawi załogę na równe nogi. To pies odstraszy włamywaczy, ciekawskich a bardzo często… policję czy innych mundurowych zaczepialskich. Pozostawiając go w kamperze na czas zwiedzania czy krótkich turystycznych eskapad jesteśmy spokojni, że po powrocie zastaniemy pojazd w tym samym miejscu, nienaruszony i omijany z daleka przez żebraków.

Pies ma również specyficzny dar rozpoznawania ludzi. Warczy, gdy spotka tego o złych zamiarach i macha ogonkiem do każdego przyjaciela. Jest idealnym barometrem dnia następnego. Gdy często śpi i jest leniwy – trzeba odszukać parasole i przygotować ciepłe kurtki. Gdy rozpiera go energia, planujmy pogodne piesze wyprawy. To prawdziwy kompan caravaningowych zlotów, spotkań i karawan. Tutaj kamperowe ciocie i wujkowie rozpieszczają smakołykami, głaszczą, każą siadać, leżeć, rzucają patykami, pozwolą pospać we własnym łóżku czy napić się wody z ludzkiego talerza.

Być albo nie być…

Mieć czy nie mieć, podróżować z nim czy nie? Oto jest pytanie! „Pies zdechł. Wreszcie jesteśmy wolni”… myślę jednak, że nie na długo. Kto raz zajrzał w psie oczy, ten prędzej czy później przygarnie następnego. Kto choć raz będzie musiał sprzątać psie odchody chodząc po kempingu z łopatką i woreczkiem, spacerować w obgryzionych butach i poszarpanych skarpetkach – z pewnością będzie w rozterce.

 

Menu