Pekin jest tak olbrzymim miastem, że naprawdę ciężko zjechać go całego i poznać jego wszystkie zakamarki w krótkim czasie. Posiada siedem ringów czyli krótko mówiąc obwodnic, z których każda jedna jest większa od poprzedniej. Mając podane koordynaty GPS do naszego hotelu do końca nie byliśmy pewni czy nasza nawigacja da radę nas tam bez problemu zaprowadzić i czy nie pogubimy się w gąszczu ulic miasta. Na szczęście bez większych problemów trafiliśmy pod podany adres w obrębie drugiego ringu. Uff. Do ścisłego centrum czyli głównie do Zakazanego Miasta mieliśmy tylko jakieś 7 kilometrów….

I jak do niego dotrzeć? Zaczęliśmy od spaceru ale wkrótce przekonaliśmy się, że po prostu nie damy rady tyle chodzić. Zanim jednak pomyśleliśmy o taksówce, którą z terenów ujgurskich mieliśmy już sprawdzoną i w pełni opanowaną, postanowiliśmy choć trochę pozwiedzać okolice pieszo.

Pekin to miasto wielkich kontrastów. Tu mieszają się różne kultury, widać też wielu ludzi przybyłych z zachodu. Co więcej jest to bardzo turystyczny ośrodek Chin. To właśnie tu turyści z innych zakątków Świata stykają się często pierwszy raz z Chinami, ponieważ najłatwiej się tu dostać przede wszystkim drogą lotniczą. Pekin to olbrzymia metropolia gdzie bogactwo kraju widać i czuć ale gdzie także przewija się bieda i to również widoczne jest na pierwszy rzut oka. Państwo jednak skutecznie z tym walczy „chowając” te brzydkie obrazki burząc dzielnice zwane Hutongami i na ich miejscu stawiając piękne, olbrzymie wieżowce. I mimo to patrząc na obdarte ściany bloków i niekiedy obleśnie wyglądające balkony biedę widać już jakby mniej.

Znajdujemy się w centrum gdzie gwarno i tłoczno. Otaczają nas olbrzymie budynki a w nich najdroższe sklepy i zachodnie fastfoody. Przeplatają się one z miejscowymi jadłodajniami, restauracjami i chińskimi spelunami gdzie można faktycznie zjeść coś chińskiego. Czasem trzeba po prostu być tylko trochę odważnym…

I jedzenia mieniącego się wszystkimi kolorami i występującym w różnych kształtach także można było spróbować na… lokalnych, ulicznych targach. Co prawda większość tych chińskich „ przysmaków” tak pięknie się prezentujących, dla nas nie koniecznie wyglądających na zjadliwe, to jednak wśród Chińczyków robiły prawdziwą furorę.

Choć Pekin kojarzyć się może również z milionami rowerów jeżdżących po ulicach, dziś zostały one zastąpione przede wszystkim przez szalejące po drogach skutery. Ale to już inna historia także warta szerszego opisu… I co jeszcze przychodzi mi na myśl gdy wspominam to miasto, to czy słońce czy deszcz, rozłożony parasol nad głową jest wręcz obowiązkowy!

, , , , ,

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wprowadzić prawidłowy adres e-mail.

Menu