Ukraińsko-Mołdawskie i Naddniestrzańskie uwagi.

Ukraińsko-Mołdawskie i Naddniestrzańskie uwagi, czyli…

 

3000 km po Ukrainie, Mołdawii i Republice Naddniestrzańskiej Land Roverem z przyczepą kempingową.

Wyruszamy

w nadzieji na niezapomniane wakacje. Nasz hotel i restauracja to australijska przyczepa kempingowa Compass Pentara 400/2 holowana przez Land Rovera 2,0 TD4. Jest druga połowa czerwca 2013. Komu w drogę, temu przygoda!
Od dawna planowaliśmy tą podróż. Stach przed nieznanym i brak wystarczająco długiego urlopu hamował jednak nasze podróżnicze zapały. Teraz jednogłośnie postanowiliśmy , że w tym roku albo nigdy. Kierunek zachodnia Ukraina szlakiem Wołłodyjowskiego, Odessa, Morze Czarne i ani kroku w tył więc “szable w dłoń” i co koń wyskoczy!
Przed nami Ukraina i Mołdawia. Medyka-Lwów-Tarnopol-Zbaraż-Płoskirów-Kamieniec Podolski-Chocim -Płoskirów- Winnica-Humań-Odessa-Tyraspol-Kiszyniów-Bielce-Czerniowce- Kołomyja- Stanisławów- Stryj-Krościenko
(Medyka-Львів- Тернопіль-Збараж-Хмельницький-Кам’янець-Подільський- Хотин-Хмельницький-Вінниця-Умань- Одеса- Tiraspol-Chișinău-Bălți- Чернівці-Коломия- Івано-Франківськ-Стрий-Krościenko).

Podróżując po Ukrainie i Mołdawii

trzeba liczyć wyłącznie na siebie. Na odcinku ok.1000 km tj. od granicy z Polską do Odessy nie ma ani jednego kempingu w naszym rozumieniu.
Noclegi i ceny:
– Pierwszy nocleg zaliczyliśmy jeszcze w Polsce kilkadziesiąt metrów przez granicą z Ukrainą na ogrodzonym i pilnowanym parkingu.
Cena: 15 zł za zestaw
– Ukraina, Zbaraż – asfaltowy, trochę pochyły parking przed zamkiem.
Friko
– Ukraina, Chocim. Pan parkingowy czuwający tu całą noc udostępnił nam fajne miejsce na trawniku obok głównego parkingu. Woda ze studni w cenie.
100 hr
– Ukraina, Krasnopilka. 35 km przed Humaniem na parkingu dla TIR-ów obok „Centrum Autoturismu” – motelu, sklepiku i restauracji w jednym. Wi-Fi w cenie pobytu.
20 hr
– Ukraina, ok. 3 km od m. Rybakovka (Рыбаковка) . Pierwszy kemping, na którym zatrzymaliśmy się. (jeśli można go nazwać kempingiem. To raczej ośrodek domków kempingowych http://ukraine-camping.com/?page_id=2 ale czysto, schludnie i bezpiecznie). Spędziliśmy tu kilka dni dla odpoczynku oraz ze względu na piękną pogodę, plażę i ciepłe morze.
120 hr/doba.
– Naddniestrze i Mołdawia- nocleg za kierownicą. Baliśmy się gdziekolwiek zatrzymać.
– Ukraina, Kołomyja. Stacja benzynowa. Pobudka o 7 rano bo na tej stacji podobno taki zwyczaj.
20 hr.
– Ustrzyki Dolne. Kochana, piękna Polska. Stacja benzynowa „Orlen”
Friko
– Tylicz. Pole namiotowe Jaśliskiego Parku Krajobrazowego
Friko
Biorąc więc pod uwagę obecny kurs hrywny, czyli ok. 0,42 zł i wszędobylską drożyznę, nie jest tajemnicą, że Ukraina nie jest już taka tania jak dawniej. Tanie wakacje należy niestety włożyć dzisiaj między bajki. Obiad w przydrożnej restauracji (2x ruskie pierogi, kawa i coca-cola) 80-100 hr a w bardziej „wypasionej” (2x barszcz ukraiński, łosoś z zestawem surówek, coca-cola) 270-300 hr. Tanie pozostały jedynie papierosy. Paliwo też już nie powala na kolana.
Z przygranicznych, polskich sklepów Ukraińcy wywożą masowo artykuły spożywcze, sprzęt AGD i RTV. Na Ukrainie są droższe.

Paliwo gotówka i plastik

– olej napędowy 9,20 do 10,90 hr
– benzyna 10,15 do 10,90 hr
-gaz lpg ok. 5,60 do 5,80 hr
w zależności od obsługującego  koncernu paliwowego, wielkości i lokalizacji stacji.
Sieć jest dobrze rozwinięta. Praktycznie co kilkanaście kilometrów można natknąć się na mniejszą lub większą stację paliw.
Nie tankuje się samemu. Zawsze robi to pracownik stacji pobierając jednocześnie gotówkę za konkretną ilość wlanego paliwa. Jeśli płacimy kartą najpierw kasjer sprawdza czy karta u nich „chodzi” i jeśli tak, zaprasza do środka budynku i przez cały czas tankowania trzyma kartę w czytniku. Myślę, że jest to jakaś forma zabezpieczenia przed kradzieżą paliwa.

Policja

Na policję natknąć można się wyłącznie w miastach i na ich obrzeżach. W miejscach gdzie jest ograniczenie prędkości do 50 km/h ( w terenie zabudowanym obowiązuje tu 60 km/h) i tam gdzie jest choć kilkaset metrów asfaltu bez dziur…zawsze stoi mundurowy z radarem. Turystów policja się nie czepia. Nie zostaliśmy ani raz zatrzymani choć zdarzało się że przez nieuwagę przejechałem na czerwonym świetle i mandat należał mi się jak w banku. W jednym przypadku policjant pogroził mi palcem a w innym odwrócił głowę i udawał że nie widzi.

Drogi

w zachodniej Ukrainie, to obraz nędzy i rozpaczy. We wschodniej nieco lepsze. Tu nie chodzi o to, by nie wjechać w dziurę ale żeby wjechać w mniejszą! Jeździ się więc często lewym pasem, poboczem czy nawet chodnikiem. Wyprzedza z prawej lub lewej strony w zależności od stanu nawierzchni. Prędkość podróżna to 10-15 km/h na jedynce lub dwójce. Jeśli trafi się kawałek dobrego asfaltu i rozpędzi samochód do 50-60 km/h, to jest tylko krótka chwila radości.
Dobrą drogą jechaliśmy tylko z Medyki do Lwowa i z Humania do Odessy. Tu można było wrzucić czwórkę a miejscami nawet piątkę.
W Mołdawii drogi są nieco lepsze. Są na tyle dobre, że można po nich poruszać się nawet nocą czy w deszczu, czego na Ukrainie sobie nie wyobrażam. Nie znaczy to jednak, że nie są dziurawe. Są, ale tam prawie nie ma samochodów więc można omijać niespodzianki w asfalcie z dużym wyprzedzeniem.
I tak, chcąc ominąć dziurawe drogi zachodniej Ukrainy postanowiliśmy wracać z Odessy przez Kijów. Będąc jeszcze w Chocimiu i Kamieńcu Podolskim rozpytywaliśmy ludzi o Mołdawię, do granicy z którą mieliśmy rzut beretem. Nikt jednak nie wiedział nic o tym kraju i jego drogach. Odpuściliśmy więc przejazd ale cały czas chodziła nam Ona (Mołdawia) po głowie….
Kilkadziesiąt kilometrów za Odessą, już w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się obok przydrożnego straganu by kupić przepyszne czereśnie i pomidory o smaku jakiego próżno już u nas szukać. Prawdziwe, wiejskie. Tradycyjnie zapytaliśmy sprzedawcę, jak wszystkich po drodze o Mołdawię.

Tak był w Mołdawii

ma rodzinę w Iwano-Frankowsku i  jechał nie raz przez Kiszyniów i Bielce,  bo to bliżej niż przez Humań.
– Spokojnie, bezpiecznie i drogi lepsze. Jedźcie, nie bójcie się! -mówił
Tego nam trzeba było więc w tył zwrot i na granicę do Pervomaysk’a.

Granica jak każda inna.

Szlabany, okazały budynek z napisem MOLDOVA, urzędnicy w okienkach i nawet kantor wymiany walut się znalazł. Byliśmy pewni, że wjeżdżamy do Mołdawii. Tymczasem wjechać mieliśmy do Naddniestrza, państwa, którego nie ma na żadnych mapach świata! Wymieniłem 500 hrywien (ok.200 zł) na ichniejszą walutę czyli ruble (661). Podjechałem do pierwszego okienka i…zaczęła się gonitwa z papierkami. Dostałem dwa formularze w języku angielskim, które dotyczyły jakiegoś bliżej nieokreślonego cła za samochód i przyczepę. Dobrą godzinę ślęczeliśmy nad tymi drukami i z minuty na minutę odechciewało mi się już Mołdawii. W końcu udało nam się je wypełnić i oddałem papierki do okienka. Urzędnik zabrał dowody rejestracyjne i…stwierdził, że jest problem, bo… kto to jest Starosta Nowotarski? Czy ja jestem Starosta Nowotarski czy to jakaś firma leasingowa?
W papierkach napisaliśmy, że pojazdy są nasze a on twierdzi, że Starosty Nowotarskiego bo jak tu jest napisane. Ponieważ zeznaliśmy nieprawdę, to on zatrzyma dowody rejestracyjne do wyjaśnienia. Następne kilkanaście minut tłumaczyłem raz po angielsku raz po rosyjsku kim jest w Polsce Starosta, aż w końcu wykapował że na ostatniej stronie dowodu widnieją jak byk dane właściciela. Ucieszony wklepał wszystko do komputera i naliczył opłatę w wysokości 300 rubli. Zapłaciłem, przebrnęliśmy przez następne trzy okienka, następne papierki i …w drogę!
Na przejściu granicznym straciliśmy 3 godziny. W tak zwanym międzyczasie zrobiło się ciemno. Zaczęliśmy więc rozglądać się za noclegiem. Jak okiem jednak sięgnąć, szczere pola, żadnego parkingu czy nawet zatoczki w drodze i tak dotarliśmy do miasta Tyraspol. W mieście ani żywej duszy. Wszystko pozamykane. Żadnego przyjaznego parkingu czy stacji benzynowej. O kempingu że nie wspomnę. Sierp i młot na każdym kroku i ogromny pomnik Lenina w centrum. Kurna…gdzie my jesteśmy?
Przy wyjeździe z miasta natknęliśmy się na pierwszy szlaban. Obok czołg zakryty siatka maskującą i żołnierze uzbrojeni po zęby. Machają by jechać dalej. Sto, może dwieście metrów dalej drugi szlaban i stop. Podchodzi jegomość w mundurze, prosi o paszporty i pyta o opłatę „tranzytu od osoby”. Pokazuję mu papierki z granicy ale one go nie interesują. Skoro więc nie mamy opłaty za tranzyt, to on zatrzyma nasze paszporty a my musimy wrócić na granicę, opłacić tranzyt i przywieźć papierek. Można też zapłacić tutaj na miejscu i jechać dalej. Sytuacja bez wyjścia. Pozbywamy się więc następnych 300 rubli . Po kilkudziesięciu metrach…następna bramka! Tym razem uzbrojony jegomość doszukał się braku pieczątek przekroczenia granicy w naszych paszportach. Gadka identyczna. On zatrzyma paszporty a my na granicę po pieczątkę albo…po 5 euro od osoby. Euro nie miałem. Kazał sobie pokazać jaką mamy walutę. Zadowolił się ukraińskimi hrywnami. Oddał paszporty i jazda. Niedługo trwała nasza radość. Następna kontrola. Tym razem przeszukanie samochodu. Pistolety, karabiny, noże i inna broń? Nic nie znaleźli a ja cały czas modliłem się by nie kazał otworzyć przyczepy. Ze dwa albo trzy noże znalazł by tam bez problemu nawet niewidomy! Wystarczyło otworzyć szufladę z przyborami kuchennymi. Ponieważ nic nie „wypracowali” nie mieli podstaw do wyłudzenia czegokolwiek albo postanowili, że wyciągną od nas inni, trochę dalej. Tak się też stało…
Jedziemy. Mijamy żołnierza i kolczatkę na drodze. Macha by jechać dalej. Ostatnia bramka…Winietka na drogę! (Za jaką drogę, pytam?  Wracasz czy płacisz? Płacę bez gadania!). Reszta gotówki poszła się paść. Obdarli nas prawie do zera. Oskubali nas z rubli i hrywien. Gdybyśmy mieli inną, tzw. „twardą” walutę (euro czy dolary) nie poszło by chyba trochę gorzej. Na ruble i hrywny trochę kręcili nosem pytając uparcie o euro.
Dobrze, że mamy pełny bak paliwa. Z pewnością dojedziemy do Czerniowiec a być może nawet do naszej ukochanej Polski. Jedziemy więc całą noc. Mijamy Kiszyniów, Bielce i już nic nas w Mołdawii nie interesuje. Byle do granicy z bezpieczną Ukrainą…

Samochód z przyczepą

spisywał się wyśmienicie. W domku złamała się tylko jedna pólka. W prawym przednim kole auta zatarł się zacisk hamulcowy i zniszczył klocek (moja wina, nie sprawdziłem przed wyjazdem) i do Polski dojechaliśmy już na samych blachach. W Ustrzykach Górnych znalazłem warsztat, w którym naprawili mi usterkę i założyli nowe klocki.

Ukraińcy

są bardzo pozytywnie nastawieni do turystów. Zawsze pomogą w drodze. Chętnie pogadają , są otwarci na świat i ciekawi obcych . Niejednokrotnie, gubiąc się w miastach pytaliśmy o drogę. Chętnie udzielali informacji a po delikatnym spojrzeniu na tablicę rejestracyjną, na której widnieje znaczek „PL” starali się w naszym języku pożegnać i życzyć szerokiej drogi.  To miłe. Bardzo miłe. Na Ukrainie w przeciwieństwie do Mołdawii nie czuliśmy żadnego zagrożenia znanego nam choćby z podróży do Włoch, gdzie skradziono nam kampera czy Francji, gdzie niejeden caravaningowiec został okradziony przez wyspecjalizowanych włamywaczy.

Ukraina

naszym zdaniem jest przyjazna turystyce. Gdyby nie te fatalne drogi i brak infrastruktury caravaningowej, to Ukrainę szczerze polecamy przyszłym podróżnikom. To piękny kraj, życzliwi ludzie i podobne języki. Tak ciepło nie przyjął nas na żadnym kempingu w Europie (a na wielu byliśmy) jego właściciel. Przegadaliśmy godziny o caravaningu i świecie. Zawsze rano i wieczorem przyszedł, zapytał o nasze samopoczucie, bieżące potrzeby. Był zawsze do dyspozycji i z nieukrywaną sympatią darzył każdego turystę. Życzymy Ukrainie szybkiego wstąpienia do Unii Europejskiej i strefy Schengen (te trzy pieczątki na karteczce wjazdowej, fotografowanie tablic rejestracyjnych i wnętrza pojazdów oraz nieskończona ilość kontroli „bardzo ważnych urzędników” ciągnąca się dziesiątki minut, to powiem szczerze…trochę śmiesznie już wygląda).

Naddniestrza

przestraszyliśmy się . Mundurowy z pistoletem, nawet płynnie mówiący po angielsku i robiący genialne miny do złej gry, to ja przepraszam, ale…to nie Europa  znana nam z caravaningowych wypraw.

a Mołdawii

nie poznaliśmy.
Według naszych pobieżnych oględzin zza okien samochodu i krótkiego postoju, to Mołdawia jest zupełnie „nieturystyczna”. Tam nie ma co zwiedzać, no może poza słynnymi winnicami w okolicach Kiszyniowa ale ile jest w tym prawdy tego nie wiemy. Dwa duże miasta (Kiszyniów i Bielce) a pomiędzy nimi pola uprawne i biedne wioski. Parkingów nie ma. Stacje benzynowe tylko w miastach. Trudno nawet o zasięg telefonu komórkowego! Czujemy niedosyt. Myślę, że kiedyś do Mołdawii wrócimy czy w podróży na Krym czy też by dokładniej ją zwiedzić. Gdyby nie naddniestrzańska przygoda, z pewnością zatrzymalibyśmy się tutaj  kilka dni. Bezwzględnie jednak…

omijajcie Naddniestrze.

Nie warto ryzykować. Tam nigdy nie wiadomo co komu strzeli go głowy. Za posiadanie noża można skończyć za kratkami a najlepszym wypadku wyczyszczą wam portfel „w majestacie prawa”.

[nggallery id=36]

 

Tekst: Kazimierz Kluska
Foto: Barbara Kluska

Kategoria „B”, „B+E”
Piaggio APE 50 – “Bufalino”

Brak wyników.

4 Komentarze.

  • No i doczekaliśmy się relacji i zdjęć z wyprawy! 🙂 Piękne miejsca!

  • ….generalnie cala ta opowiesc pokazuje totalna indolencje jej autora i najprostszy w swiecie brak totalnego rozeznania i przygotowania do zwiedzenia wschodu europy.. art szkodliwy i generalnie wysoce apatyczny w swej tresci… nie bojcie sie Ukrainy i Moldawi …bo nie ma czego ….

  • Gdzie oni wjechali. Całe szczęście ze szczęśliwie się to skończyło. To banda złodziei. Trzeba czytać przed wyjazdem. Pozdrawiam

    • Jest bezpieczniej niż we Francji czy w Niemczech. ja zjechałem te kraje rowerem ,bliskość ludzi i tylko pomoc i gościna

Menu