Nie przypuszczaliśmy, że Mongolia będzie tak zielona i aż tak pusta. Będąc latem wydaje się tu być całkiem przyjemnie. Dni są bardzo ciepłe a wieczorami temperatura spada w dół dość ostro. Ale po upale w południe jest to całkiem przyjemne. Tylko jak to wygląda w zimie?
Z pewnością nie ma co zazdrościć. Widać to po samej zabudowie gdzie w zdecydowanej większości dominują jurty choć coraz więcej pojawia się małych parterowych domków z kolorowymi dachami. Klimat jest tu tak surowy, że dookoła tych domów nie rośnie prawie nic, rzadko zdarza się również i jakieś drzewo. Posesje są za to szczelnie ogrodzone płotami ze zbitych desek.
I tak właściwie pierwsze prawdziwe mongolskie miasto widzimy dopiero w Ułan Bator. Takie z autobusami, trolejbusami i wieżowcami. Są i drogi, w mieście asfaltowe choć niekoniecznie w najlepszej jakości. A przy wjeździe do Ułan Bator nawet stoimy w korku! I tak oto spokojnie wśród dużej ilości samochodów dojeżdżamy do centrum.
Samo miasto jest takie jakby nijakie. Szare, zakurzone i bez jakichkolwiek większych zabytków. Jedyne co je wyróżnia spośród z pewnością wielu miast na świecie to to, że znaczna część jego mieszkańców mieszka w jurtach! Co prawda osiedla takie znajdują się na jego obrzeżach to i tak jest to widok dość osobliwy.
Zatrzymujemy się w centrum przy wielkim placu imienia Czyngis-chana, gdzie stoi ogromny budynek parlamentu, wzniesiony w miejscu dawnego mauzoleum Suche Batora. Na jego schodach obserwujemy mongolską młodą parę oraz ich gości ubranych w tradycyjne stroje robiących sobie pamiątkowe zdjęcia. Z braku możliwości zobaczenia czegokolwiek innego, bo nic ciekawego tu niestety nie wybudowano, postanawiamy przeszukać okolicę pod kątem znalezienia jakiejś fajnej mongolskiej knajpki aby choć trochę poczuć tutejszy klimat. I tu znów rozczarowanie! W Ułan Bator są chyba wszystkie możliwe knajpy i restauracje zachwalające jedzenie czy to koreańskie czy francuskie czy włoskie a mongolskiego jadła jak na lekarstwo! Do tego spacerując pośród tych wszystkich uliczek czuliśmy się trochę jakbyśmy spacerowali po jednym z rosyjskich miast. Na szczęście udało nam się w końcu trafić na tutejsze jedzenie i nasze apetyty choć trochę zostały zaspokojone. A co!