Kiedy dotarliśmy do Capo Testa miałam wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie o ładnych parę epok w tył. Powitały nas ogromne formacje skalne o przedziwnych kształtach, skąpane w pięknej zieleni i do tego na cudownym niebieskim niebie. „Chłopaki – znajdujemy się chyba u Flinstonów!” krzyczę, bo to pierwsze skojarzenie, które przychodzi mi do głowy. A że jesteśmy dzięki Czarkowi z nimi na bieżąco, to porównanie tych wszystkich skał do skalnego miasteczka rodziny Freda i Wilmy wydaje mi się być dość naturalnym i … jakże trafnym!

fot. Wariacje skalne Capo Testa
Mimo strasznego wiatru, wiejącego od morza, śmigamy na mały rekonesans. Właściwie to idziemy przed siebie, wydeptaną wcześniej ziemistą ścieżką. Skały są ogromne oraz mają tak ciekawe kształty, że wprost nie możemy się napatrzeć. W końcu znajdujemy ścieżkę asfaltową, na końcu której znajduje się porzucony, w średnim stanie samochód… Trochę jesteśmy zdziwieni co on tam robi, bo przecież wjazd jest tu zabroniony i kto go w ogóle w takim miejscu porzucił? Zerkamy na naszą mapę w telefonie i znów wkraczamy na wąską ścieżkę, która prowadzi nas do morza doliną Valle della Luna. Po drodze mija nas koleś o średnim wyglądzie, raczej nie stwarzający pozorów tutejszego turysty. Grzecznie nas pozdrawia a my idziemy dalej. Po chwili teren wypłaszacza się, pojawia się mały strumyczek i dwa betonowe głazy tworzące bramę do … miasta Flinstonów!

fot. Valle della Luna Capo Testa
Mijamy parę skalnych grot, do których zaglądamy. Obejście przy nich jest ładnie uprzątnięte, znajdują się w nich półeczki, stare garnki a nawet pompka do materaca… Śmiejemy się, że wyglądają jakby były czasem zamieszkane, nie stanowiąc tylko ewentualnego schronienia przed burzą.
W samej dolinie spotykamy tylko paru spacerujących turystów. Rozglądamy się dalej. Tu na trawie pod skałą piłka do nogi, w innym miejscu znowu kolejne groty skalne. Przed nami wyłania się totem. Rozglądamy się kolejny raz i nie wierzymy własnym oczom. Znajdujemy się w prawdziwej wiosce Hippisów z prawdziwymi hippisami!!! Przyglądamy się bardzo dokładnie formacjom skalnym i co rusz wypatrujemy jaskiń, które wyglądają na zamieszkane i rzeczywiście są zamieszkane! Widzimy ludzi siedzących w słońcu na swoich skalnych tarasach to tu to tam. A nie daleko totemu, tuż przy skale zasiada przy stoliku jeden z hippisów. Nad głową ma czaszkę jakiegoś zwierzęcia i wygląda jakby był przewodnikiem całego tego kramu. Jesteśmy totalnie zdziwieni, bo nie przypuszczaliśmy, że dotrzemy w takie miejsce. Troszkę czujemy się nie pewnie, ponieważ zbyt wielu takich jak my tutaj nie ma i nie wiemy czy robienie zdjęć mieszkańcom będzie dobrze odebrane.

fot. Główny wódz w wiosce hippisów
Teraz kojarzymy fakty, człowiek na szlaku, stare porzucone auto, duża ilość śmieci ładnie ułożonych przy koszach na śmieci przy betonowej alejce, stare samochody przy głównej drodze nieopodal wejścia na ścieżkę. Taak. To dopiero niespodzianka! Chwilę jeszcze kręcimy się po wiosce i wracamy z powrotem do naszego jeepka.
PRZYDATNE INFORMACJE
Valle della Luna – wioska Hippisów
Jedna z niewielu takich wiosek w Europie. Przez hippisów znana już w latach 70 ubiegłego stulecia. Znajduje się w dolinie, między skałami z dostępem do plaży i morza. Dwa duże granitowe bloki skalne tworzą jakby bramę wejściową do Valle della Luna. Zamieszkiwana jest przez nowoczesnych hippisów tzn. artystów, dziwaków, bezdomnych, szukających sensu życia itp. Nie posiada żadnej infrastruktury czy też toalet, jednak jest bardzo porządnie utrzymana. Brak tam porozrzucanych śmieci czy innych nieczystości. Większość jaskiń zamieszkiwanych przez ludzi posiada łóżka, zauważyć też można wiszące przed domostwem koce czy inne tkaniny. Przez dolinę przepływa malutki potoczek dostarczając im życiodajną słodką wodę. Przy pełni księżyca można ponoć obserwować przepiękne cienie tworzące się dzięki przeróżnym kształtom skał znajdujących się w wiosce.