Po długiej i męczącej podróży prosto z Chiang Mai dojeżdżamy w końcu do Kanczanaburii. Nocujemy tuż niedaleko słynnego mostu na rzece Kwai,  jednak w dość spokojnej okolicy. Chyba tutaj jemy najlepsze tajskie jedzenie w jednej z lokalnych knajpek. Zupa kokosowa, czerwone curry czy kurczak w orzeszkach cashew – wszystko pycha! I choć trafiamy do niej tuż przed zamknięciem a na zamówione smakołyki czekamy chyba jeszcze z dobrą godzinę to naprawdę było warto! Czarek bez problemu zamawia swoje jedzenie po angielsko-niemiecku i tylko złości się trochę bo pani zapomniała o jego upragnionej coli 😉

Następnego dnia z samego rana zbieramy się, by wyskoczyć nad dość popularne w tym rejonie Erawan Waterfalls. Wklepujemy punkt w nawigację i ruszamy. Dziś pogoda naprawdę dopisuje więc jeszcze bardziej cieszą nam się buzie. Dojeżdżamy na duży parking, na którym stoi już pełno innych samochodów i ciągle przybywa nowych. Już wyobrażamy sobie ten tłum nad samymi wodospadami 😀

Erawan Waterfalls

fot. Erawan Waterfalls

Erawan Waterfalls ma siedem poziomów. Do pierwszych dwóch prowadzi betonowa ścieżka przez lekki dżunglowy las. Przy każdym z wodospadów piknikuje masa ludzi, tak, że nawet najmniejszy skrawek trawy i równiejszego terenu jest zajęty przez jakiegoś Taja. Reszta okupuje naturalne baseny utworzone przez skały wodospadów. Oczywiście dostępne są również kibelki i można zaopatrzyć się na miejscu w jedzenie. Dopiero od trzeciego poziomu zaczyna się tak naprawdę jakaś większa atrakcja. Trzeba przejść przez kontrolę strażników parkowych czy aby nie wnosimy jedzenia i wody w plastikowych butelkach. To ze względu na występujące w dżungli małpy, które mogą być zachłanne. Pamiętajmy aby właśnie nie dokarmiać tych sprytnych i zwinnych zwierzątek!

Pamiątkowa fotka pod największym wodospadem Erawan Waterfalls

fot. Pamiątkowa fotka pod największym wodospadem Erawan Waterfalls

Idziemy dalej. Robi się już bardziej ślisko. Czasem trzeba minąć się z ludźmi nadchodzącymi z naprzeciwka na dość wąskim terenie, pełnym kawałków spróchniałego, zwalonego drzewa czy też przeskoczyć przez większe błotko. Wiele osób podąża w japonkach czy też klapkach, ale chyba nie jest to odpowiednie obuwie na tego typu szlak. „W godzinach szczytu” jest naprawdę tłoczno, nawet na wyższych poziomach. W końcu, po jakiś 30 minutach docieramy do ostatniego poziomu. Po drodze mijamy jeszcze buszujące w gałęziach drzew małpy, które dają o sobie znać głośnymi krzykami.

Pływające rybki w Erawan Waterfalls

fot. Pływające rybki w Erawan Waterfalls

Ostatni wodospad, który jest też największy, pełny jest rybek, czyścicielek stóp. Wystarczy włożyć nogę do wody a już ich tuzin obgryza nam stópki. Chłopakom jednak nie przypadły one do gustu, ponieważ strasznie ich gilgotały i wręcz uciekali od nich. Idąc w górę mieliśmy nadzieję, że znajdziemy kawałek miejsca by rozłożyć się z rzeczami i móc trochę pomoczyć się w przy wodospadowych jeziorkach. Jednak przy takiej ilości ludzi okazało się to niemożliwe i po cyknięciu paru zdjęć uciekamy z powrotem do auta.

PRZYDATNE INFORMACJE:

  • Park jest czynny od 8.30 do 16.30
  • Długość trasy od 1 do 7 poziomu to ok. 1,5km
  • Sezon deszczowy od maja do października
  • Sezon zimowy od listopada do stycznia, woda w wodospadach jest nieco chłodniejsza niż w lecie, ok. 30o C
  • Sezon letni od lutego do kwietnia
, , ,

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wprowadzić prawidłowy adres e-mail.

Menu